W 2007 roku Tusk objawił swojemu ludowi 10 nowych przykazań. Piąte z nich brzmiało: „Uprościmy podatki – wprowadzimy podatek liniowy z ulgą prorodzinną, zlikwidujemy ponad 200 opłat” urzędowych.
Dzisiaj po siedmiu latach nawalony cydrem i przewracający oczami wicepremier i minister gospodarki rządu III RP z mównicy sejmowej do opozycji i na całą Polskę drze japę: „Jak już w następnym roku przyniesiemy tu do Sejmu nową ustawę Ordynacja podatkowa, to gały wyjdą na wierzch wam i kapcie pospadają. Oczywiści o ile Kaczyński nie będzie sypał piasku w tryby i kija w szprychy wkładał.”
Można by drzeć szaty i pytać, jak to możliwe, przecież Polska to kraj od tysiąca lat będący w kręgu cywilizacji europejskiej z bezpłatnym szkolnictwem powszechnym. Otóż prawda jest okrutna. Może chłop z Marszałkowskiej publicznie pieprzyć jak wiejski głupek bo 85 procent dorosłej populacji takich właśnie spiczy od swojej demokratycznie wybranej władzy oczekuje. No po prostu jest chemia między tą władzą a jej wyborcami. Jako jeden z Was, mówię do tej nielicznej 15 procentowej mniejszości, radzę Wam porzućcie wszelką nadzieję. Wprawdzie Wasi współobywatele po przeprowadzali się już do murowanych domów ale ich intelekt został tam gdzie był zawsze i dalej skacze po gałęziach.
Tak czy owak, wiemy już przynajmniej co, a w zasadzie kogo, miał na myśli wnuk pisarza w ostatnim członie swojej słynnej diagnozy, cyt. „ChDiKK”.
Piszę jak jest.
