AndrzejR2 AndrzejR2
8041
BLOG

Tajemnica bezpiecznika, czyli pamięć kpt Wrony jest jak ZBoWiD

AndrzejR2 AndrzejR2 Rozmaitości Obserwuj notkę 9

Młodszym czytelnikom muszę wyjaśnić, a starszym przypomnieć czym był ZBoWiD. Rozwinięcie tego skrótu to Związek Bojowników o Wolność i Demokrację. Była to komunistyczna organizacja kombatancka szczególnego rodzaju, zrzeszająca bojowników o „wolność” i demokrację socjalistyczną. Organizacja ta posiadała cudowną właściwość polegającą na tym, że stawała się tym liczniejsza im więcej lat upływało od zakończenia tych „walk”.

Pamięć kapitana Wrony wykazuje podobnie cudowną właściwość. Oczywiście nie chodzi o liczebność członków, ale o ilość zapamiętanych faktów związanych z lądowaniem „na brzuchu”. Podobnie jak w przypadku ZBoWiD-u im dalej od dnia cudu na Okęciu, tym więcej szczegółów związanych z tym wydarzeniem odnajduje się w pamięci kapitana Wrony.

Oceńcie zresztą sami.
2.11.2011 roku godz. 13. Blisko godzinna konferencja prasowa z udziałem bohatera. Prawie doba po tym jak przedstawiciele PKBWL stwierdzili, że bezpiecznik C829 jest rozłączony. Prawie cały czas konferencji zajął kpt Wrona opowiadający ze szczegółami co, między innymi, on i reszta załogi robili aby wypuścić podwozie i przekonujący, że wszystkie procedury i „czeklisty” wykonano zgodnie z wytycznymi z instrukcji wydanych przez producenta samolotu. Słowo bezpiecznik nie padło ani razu. Możemy śmiało założyć, że, może nawet przed tą konferencją, a jeżeli nie to w krótkim czasie po, PKBWL odebrała od kpt Wrony i pozostałych członków załogi odpowiednie oświadczenia. Jednak w wydanym miesiąc po zdarzeniu raporcie wstępnych nie ma żadnej wzmianki o jakichkolwiek działaniach załogi polegających na sprawdzaniu stanu bezpieczników.

Minęły dwa tygodnie i w Tygodniku Powszechnym ukazuje się obszerny wywiad z kpt Wroną.

A w wywiadzie tym kpt Wrona mówi tak:
Postanowiliśmy krążyć nad Warszawą i wspólnie ze sztabem kryzysowym na ziemi, w skład którego wchodzili m.in. mechanicy, na zimno analizować sytuację i szukać wyjścia. Zapadła decyzja o kilkakrotnym sprawdzeniu bezpieczników. Ich pozycję kontrolował najpierw samodzielnie drugi pilot Jurek Szwarc, a potem wykonywał to samo z udziałem szefa pokładu. Ustalenia były identyczne: pozycja bezpieczników właściwa, brak reakcji systemu elektrycznego. Wtedy uznałem, że czas tej procedury się skończył.

Jak widzimy dwa tygodnie po zdarzenie w pamięci kapitana Wrony bezpiecznik się odnalazł, i to nie jeden.

Mijają dwa lata i niespodzianka, kpt Wrona okrywa w sobie talent literacki i pisze książkę pod tytułem, a jakże, „Ja, kapitan”.

Zobaczmy co w tym dziele znajdziemy.
Czas gwałtownie się kurczy! Mechanicy proponują zresetowanie bezpieczników odpowiedzialnych za instalację elektryczną do wypuszczania podwozia. Notuję na kartce, o które bezpieczniki chodzi, a drugi pilot wstaje z fotela i pochyla się nad tablicą elektryczną. Wyłącza, ze stoperem w ręku czeka 10 sekund, włącza. Następnie nasi rozmówcy na ziemi proszą o sprawdzenie wszystkich pozostałych bezpieczników. Proszę Jurka, aby to zrobił, ale spokojnie, metodycznie. Chodzi o to, aby zbadał pozostałe bezpieczniki nie tylko wzrokowo, ale każdego z nich dotknął. Po chwili melduje, że wszystko sprawdzone i siada w swoim fotelu. Po raz kolejny rozpoczynamy procedurę wypuszczania podwozia. Teraz jednak, obok nadziei pojawia się też niepokój. Check-lista, "Uzbroić", "Podwozie w dół". Włączamy stoper. I znowu nic. Cisza, kontrolki ciemne. Źle, jest naprawdę źle. Trzy próby wypuszczenia podwozia z instalacji elektrycznej kończą się klęską. Identyczny jest wynik korzystania z instalacji hydraulicznej. Kończy nam się paliwo. [...] Decydujemy się na jeszcze jedno sprawdzenie bezpieczników. Tym razem jednak chcę, aby był przy tym obecny szef pokładu. Zdaję sobie sprawę, że nie ma sensu powtarzać tej czynności w nieskończoność, bo mamy coraz mniej czasu. Chodzi o to, aby zrobić to z absolutną pewnością. Obawiamy się, że sprawdzając bezpieczniki możemy myśleć tunelowo, że drugi pilot może widzieć to, co chce widzieć, a nie stan faktyczny. Szef pokładu nie ma niczego dotykać, ale ma cały czas monitorować działania drugiego pilota, bo ze swojego miejsca nie widzę tablicy zbyt dokładnie. Poza tym muszę być skupiony na pilotowaniu samolotu, wskaźnikach i prowadzeniu łączności z ziemią.Jurek Konofalski wchodzi do kokpitu i informuje, że pokład jest gotowy na awaryjne lądowanie. W tym momencie mamy jeszcze paliwa na pół godziny lotu. Niewiele. Przystępujemy do sprawdzania bezpieczników. Dopytujemy ziemię, czy na pewno chodzi o wskazany przez nich wcześniej bezpiecznik. Mechanik potwierdza. Jurek Szwarc wyłącza go, a ja pytam, czy potwierdza, że został wyłączony. "Tak, potwierdzam". Czeka 10 sekund i ponownie włącza. "Potwierdzasz włączony?" - pytam. "Potwierdzam". Teraz po kolei, starannie, sprawdza wszystkie pozostałe. Monitorujący jego działania szef pokładu potwierdza wszystkie czynności. Gdy skończyli nie miałem najmniejszych wątpliwości, że zrobiliśmy wszystko, co w tej sytuacji możliwe.
Zaczynamy kolejną próbę wysunięcia podwozia.Teraz, na tym etapie  lotu, już ostateczną.


Robi wrażenia, prawda? O tym wszystkim kpt Wrona na konferencji dzień po katastrofie nie pamiętał, a tu proszę. Stopery, komendy kpt Wrony i potwierdzenia komend Jurka Szwarca, czterokrotne sprawdzenie bezpieczników. Czytając ostatnią narrację kpt Wrony można odnieść wrażenie, że przez tą godzinę kiedy krążyli nad Warszawą, niczym innym jak tylko sprawdzaniem bezpieczników się nie zajmowali. Tu już mamy wręcz eksplozję faktów w pamięci kapitana Wrony.

Swoją drogą relacja ta opisuje raczej panikę na pokładzie, niż pełne zimnego profesjonalizmu działanie świetnie wyszkolonej załogi. W tej kwestii kap Wrona też sobie coraz więcej przypomina.

Tak czy owak, jeżeli kpt Wrona utrzyma to zawrotne tempo rozwoju swojej pamięci wstecznej, to w powstającym już niewątpliwie scenariuszu superprodukcji o cudzie na Okęciu pojawi się scena, w której Jurek Szwarc ze swojej podręcznej torby narzędziowej wyjmuje wkrętak krzyżakowy i wymienia podejrzane bezpieczniki. Oczywiście pod komendą kapitana Wrony.

Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie w jakim celu produkuje się tę beletrystykę, to odpowiedź będzie: Nie wiem. To, że do katastrofy na Okęciu doprowadzili Ferdek Kiepski i Marian Paździoch wspierani przez Boczka Arnolda, rozumie każdy kto zachował choć odrobinę rozsądku. I prędzej czy później zostanie to oficjalnie potwierdzone.

Piszę jak jest.

 

AndrzejR2
O mnie AndrzejR2

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości